Po kilkunastu miesiącach prac nadeszła wielka chwila – kierowcy pomknęli superekspresową drogą w kierunku Cedzyny. Ileż radości muszą mieć użytkownicy samochodów z tego, że wreszcie można szybko uciec do podmiejskiego domku, w którym panuje cisza i spokój, lub tranzytem przemknąć niemal przez centrum Kielc obserwując akustyczną barykadę zamiast atrakcyjnej zabudowy. Tymczasem już od kilku tygodni obserwujemy mankamenty doboru lokalizacji i sposobu realizacji tej inwestycji.
Mieszkańcy osiedla Bocianek ocknęli się, gdy zobaczyli, że od teraz nie mieszkają już w mieście, lecz w specjalnie dla nich odseparowanej rzędem kilkumetrowych ekranów akustycznych enklawie, niemal współczesnej formie getta. Zza okna mogą obserwować rozległą zieleń, bo taki właśnie kolor ma las ekranowych barier. Jeśli zaś komuś przyjdzie nagle ochota na wyjście poza enklawę, to będzie mógł skorzystać aż z jednej możliwości przeprawy w postaci kładki dla pieszych. Opcja ta dostępna jest jednak tylko dla osób pełnosprawnych i bez wózków dziecięcych, bo winda przy kładce już po kilku dniach została tak zdewastowana, że straż pożarna musiała wyciągać uwięzionych w niej ludzi. Co będzie, gdy winda ta nie będzie działać, tak jak większość tego typu urządzeń, przez znaczną część roku? Wówczas osoby starsze, niepełnosprawne, rodzice z wózkami zmuszone będą do prawie półkilometrowego spaceru wzdłuż swojego nowego akustycznego ogrodzenia do najbliższego naziemnego przejścia dla pieszych lub pogodzenia się z wykluczeniem, które im zafundowano.
Zaekranowa przestrzeń jest niezwykle patologiogenna, czego przykładem jest już przynajmniej jeden opisany w lokalnej prasie napad na młodego człowieka. No, ale przecież metod poruszania się jest kilka, więc zawsze jest alternatywa!
Może autobusowa przeprawa do świata cywilizacji? Jest szansa, ale najpierw trzeba trafić do jedynego zlokalizowanego przy długiej ulicy przystanku. Znowu ktoś pomyślał o zdrowiu mieszkańców i zamiast zwrócić uwagę na akceptowalną strefę dojścia do przystanku, postanowił wzbogacić ją koniecznym kilkuminutowym spacerem. Zarząd Transportu Miejskiego pewnie nie wnosił uwag, bo każdy może sobie pospacerować. Podobnie zresztą jak w przypadku obsługi komunikacyjnej kampusu uniwersyteckiego. Tysiące studentów o dogodnej komunikacji miejskiej mogą tylko pomarzyć, bo najbliższy przystanek zlokalizowany jest pół kilometra od uczelnianych budynków.
Może rowerem? Tak! Jest fragment drogi dla rowerów wykonany z uwielbianej przez wszystkich użytkowników kostki betonowej, której – jak informuje Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad w Kielcach – nie można było zastąpić asfaltem ze względu na „brak podstaw prawnych”! Niebagatelna długość kilkuset metrów na pewno się przyda, ale najpierw trzeba wykupić opcję teleportu, by przenieść się nad tunelami lub ekranami. Trzeba też mieć sprawne hamulce, bo droga rowerowa kończy się przed każdym skrzyżowaniem i trzeba zsiadać, by przeprowadzać rower.
Można się pocieszyć, że już za kilkanaście, a może kilkadziesiąt lat będziemy ten ekspresowy pasożyt zwalczać. Może podobnie jak w belgijskim mieście Hasselt, w którym pod koniec lat 90. przebiegającą przez miasto drogę szybkiego ruchu zastąpiono atrakcyjnymi bulwarami spacerowymi, placami i ścieżkami rowerowymi? Albo jak w Seulu, w którym taką samą rewitalizację zrealizowano w 2005 roku?
Tymczasem obserwujmy, jak skutecznie sprzyjamy suburbanizacji Kielc, a pieniądze z podatków dotychczasowych mieszczuchów w ekspresowym tempie odpływają do budżetów gmin okolicznych miejscowości.
Jerzy Stradomski,
Stowarzyszenie Kieleckie Inwestycje
[ Gazeta Wyborcza / 14 stycznia 2012 ]